Jan Wesley urodził się w 1703 roku. Był księdzem Kościoła Anglii. W jego kraju w tamtych czasach, mimo, że większość ludzi określała siebie jako chrześcijanie, wspomnienie o “byciu uczniem Chrystusa” albo postępowanie “w duchu ewangelii” budziło u rozmówcy uśmiech politowania lub nawet cyniczny rechot.
“-Jakiego Chrystusa…? Jakiej ewangelii…? Człowieku, szanujmy się!”
Prawda była taka, że po kilkuset latach burzliwych dla Kościoła Anglii, Jezus wydawał się zdyskredytowaną mrzonką – pieśnią przeszłości. Uważało się powszechnie, że każdy, kto publicznie mówi o Jezusie tak naprawdę jest oszustem i demagogiem.
A było to przecież ponad sto lat zanim Marks mówił o religii jako “opium dla mas”!
Mimo, że prawie każdy chodził do kościoła, w ewangelię wierzyło coraz mniej ludzi, a nadużycia i słabość moralna duchownych były obiektem drwin całego społeczeństwa, osłabiając zaufanie do Kościoła jako takiego i głoszonej przez niego nauki.
Czytane co niedzielę słowo nie miało nic wspólnego z codziennym życiem ludzi.
Gdzieś to już widzieliśmy, prawda…?
No to teraz przesuńmy trochę wskazówki zegara. Dobra wiadomość jest taka, że Jan Wesley i jego brat Karol, wraz z grupą kaznodziejów, w ciągu kilku dekad doprowadzili w XVIII wieku do największego duchowego przebudzenia czasów nowożytnych. Gdy Wesley umierał, w sędziwym wieku 87 lat, w Kościele Anglii działały setki stowarzyszeń ludzi, którzy otwarcie mówili o Chrystusie i dziele Ducha Świętego we własnym życiu. Pijacy porzucali butelkę, kobiety lekkich obyczajów powracały do dzieci i rodzin, niegdyś pogrążeni w depresji sceptycy, byli dziś gorliwymi wyznawcami pełnymi sensu życia, którzy stawali się chlubą swoich lokalnych społeczności.
Ale to nie było tylko duchowe przeżycie. Za duchową transformacją szła całkowita przemiana życia! Przedstawiciele stowarzyszeń budowali szkoły dla biednych dzieci, wspierali samotne wdowy, podejmowali inicjatywy społeczne i… rośli w siłę. Mimo, że Wesley zabiegał o to, aby stowarzyszenia pozostały lojalne wobec Kościoła Anglii, wkrótce po jego śmierci oddzieliły się od niego zyskując postać Kościoła Metodystycznego. Na przestrzeni dekad i wieków powstały setki różnych Kościołów, powołujących się na model pobożności Jana Wesleya. Wyznawcy z Wesleyańskich tradycji byli jedną z największych grup, kształtujących kulturę nie tylko w Anglii ale przede wszystkim kulturę nowopowstałych Stanów Zjednoczonych. Stąd dziś ma szansę wydać nam się znajomy – z filmów i książek których akcja toczy się w USA.
Pobożność Jana i Karola Wesleyów
Model pobożności zaproponowany przez braci Wesleyów opierał się na czterech elementach.
Najważniejszym elementem było 1. Pismo Święte – objawione światu słowo Boga, spisane przez ludzi na przestrzeni wieków natchnione Duchem Świętym. Pozostałe elementy były jak gdyby “świecami”, “lampami” rozjaśniającymi nam jego treść.
Pismo interpretowane było i rozumiane przez 2. Tradycję wczesnego Kościoła – w Wesleyańskim rozumieniu im nowsze teorie dotyczące Słowa Bożego, tym dalsze od oryginalnej nauki przekazywanej przez Chrystusa i apostołów, i tym bardziej należy je traktować z przymrużeniem oka. Właściwa i nauczana mogła być tylko taka wykładnia, o której wiemy, że wyznawali ją także Ojcowie Kościoła.
Oprócz tradycji, jedną ze “świec” oświetlających nasze pojmowanie Pisma i świata wokół nas jest oczywiście: 3. Rozum – dany nam przez Boga, dziś często fałszywie rozumiany jako niejako “przeciwstawny” Bożemu objawieniu. W czasach Wesleya po prostu – logiczne rozumowanie, zdrowy rozsądek. Choć prawdą jest, że są one skażone przez tkwiący w nas grzech pierworodny, a przez to są “rozregulowanym kompasem” na drodze rozeznawania dobra i zła, jeśli nie mają oparcia w Biblii ani tradycji Ojców Kościoła, to jednak rozum pozostaje wielkim darem. W końcu Pan Jezus w dyskusjach z faryzeuszami odnosił się także do ich rozsądku i zmysłu pojmowania – nie mogą więc być takie całkiem bezużyteczne.
Ostatni element to 4. Doświadczenie – każdy z nas swoje przeżywa, swoje wie i widzi, przechodzi jakąś życiową drogę. Każdy ma także swoją drogę z Bogiem, a po wyznaniu szczerej wiary w Chrystusa – otrzymuje Ducha Świętego, który przejawia się na różne sposoby. Jan Wesley nie odrzucał subiektywnych doświadczeń religijnych i przeżyć każdego z wiernych, podporządkowywał jedynie ich rozumienie szerszemu objawieniu, danemu całej ludzkości, a więc Biblii.
Wesleyańska teologia wywodzi się z anglikanizmu. Co za tym idzie odrzuca kult świętych, modlitwy za ich pośrednictwem, modlitwy do Matki Pana Jezusa, a także zupełnie niebiblijne przekonania o czyśćcu i nauki o odpustach.
Całą uwagę kieruje na uwielbianie Boga za to co dla nas zrobił w Chrystusie, na krzyżu Golgoty. Ale i, zgodnie z treścią apostolskiego przesłania jest także przestroga: każdemu dany jest w tym życiu czas, i w tym życiu powinien zrobić porządek w swojej relacji z Bogiem, poznać Zbawiciela, otworzyć się na Ducha, który jest dany wierzącym. Nie liczyć na własne zasługi lub to, że “Bóg przecież mnie zna i wie, że jestem dobry“. Nie czarujmy się – nikt z nas nie jest dobry. Tylko Jezus Chrystus.
Ale dobra wiadomość jest taka, że jeśli my przyznamy się do niego, On przyzna się do nas.
No to w praktyce – jak to wygląda?
Spotykamy się! Na czytanie Biblii, na rozważanie jej treści, na pytania i odpowiedzi. Na opowiadanie swoich życiowych historii i dzielenie się tym, co nas spotkało. Sięgamy po ważne pytania, na które próbujemy przed sobą nawzajem i przed Bogiem – szczerze odpowiadać. W ten sposób jesteśmy odpowiedzialni przed sobą nawzajem żeby pewne rzeczy w naszym życiu, które długo leżały odłogiem mogły – z pomocą Ducha Świętego – wreszcie się ruszyć.
Tym samym każdy uczy się mówić i każdy uczy się słuchać. Zanosimy nasze wspólne modlitwy do Boga, dzielimy się intencjami, dajemy sobie nawzajem przykład jak można prowadzić pobożne życie w tym zwariowanym świecie. Szczerość, poszukiwanie Bożej prawdy w Biblii, modlitwa. To Wesleyański przepis na braterską społeczność, przynajmniej w dużym skrócie!
Jestem katolikiem/ewangelikiem/wolnym chrześcijaninem, czy udział w spotkaniach wymaga ode mnie zmiany wyznania?
Nie. Społeczność odbywa się “w duchu” Wesleyańskim, sama w sobie nie jest częścią żadnego Kościoła. Jan Wesley wierzył w jeden, święty powszechny i apostolski Kościół. Ale nie w formie jakiejś jednej instytucji, jak Kościół Anglii czy Kościół rzymskokatolicki, a raczej niewidzialny Kościół wszystkich tych, którzy wielbią Boga “w duchu i w prawdzie”, gdziekolwiek na świecie się znajdują. Tak więc chociaż “zdrowaś Maryjo” z braćmi katolikami wspólnie nie zmówimy… To w atmosferze ekumenii jak najbardziej można się spotykać, czytać i modlić się – ważne aby nasze serce było szczere dla Pana!
Masz pytania? Obiekcje? Chcesz pogadać? Odezwij się!
kontakt@spolecznosc-wesleyanska.pl

